Cel osiągnięty - IRONMAN 10:42:18

Udostępnij ten post

Zawody na dystansie Ironman to dystanse dość spore. Pływania jest 3,8km, rower 180km i na koniec bieg maratoński na dystansie 42,295km. Łatwo to sobie wyobraziń, natomiast już nie jest tak łatwo to zrobić.
Przygotowania do tego dystansu trwały 9 miesięcy, które było okupione setkami km.

 A nie było tego mało biorąc pod uwagę poziom amatorstwa od jakiego zaczynałem( przygoda z triathlonem przed rozpoczęciem przygotowań trwała rok). Treningi trwały od listopada 2013 do dnia startu czyli 16 sierpnia 2014. I tak analizując w kilometrach pływanie 313 km, trenażer 2978 km, kolarstwo 4486km i bieganie 2728km. No właśnie to daje niezłą sumkę 10505 km, w moim przypadku ciężkiej pracy. Ciężkiej ale opłaconej.


Cały sezon był podzielony na cele pośrednie i jeden cel główny. Straty od maratonów biegowych po 1/2 IM były częścią przygotowań. Ostatni tydzień przed startem to już tylko delikatna nerwówka oraz niewielki rozruch.
Wolsztyn to ładne miasto i miło się spędza tam czas. Jednak pod względem startu człowiek nie do końca zauważa walory otaczające tylko skupia się na jednym - starcie.
Dzień przed startem odbieranie pakietu startowego i przygotowanie ostateczne sprzętu w strefie T1 i T2. No i tu się trochę zacząłem denerwować widząc super rowery, super sprzęty wszystkich zgromadzonych zawodników. Cóż samo nie pojedzie. Wszystkie rzeczy króre nauczyłem się regulować, ustawiać i wszystko to co podpatrywałem wcześniej jeżdząc na inne zawody, zostało zrobione. Czas odpocząć.

Godzina 4:00 pobudka i szybka kawka z lekkim śniadankiem. 5:00 przygotowanie strefy zmian i czas na przygotowania do startu. Trochę dziwne uczucie bo zaczęło padać a nigdy nie pływałem w deszczu jednakże tuż przed samym startem deszcz ustąpił. Stojąc na brzegu jeziora tuż przed godziną 6:00 nie było nic widać bo mgła i ciemno jeszcze. START. Taktyka na pływaniu prosta - nie szarpać płynąć swoim tempem. W okolicach ok 1km miałem wrażenie że wszyscy mnie wyprzedzili i sam brodzę w wodzie. Jednak po chwili dopłynąłem jednego zawodnika, potem drugiego. Czas w wodzie ciągnął się nieubłaganie ale w końcu widać było ostatni punkt nawigacyjny i to dodało mi motywacji. 

W końcu dopłynąłem do strefy wyjścia i się oglądam a tam trochę ludzi za mną :) - jest dobrze bo czas 01:14:03 dawało 24 wyjście z wody. Strefa T1 była oddalona ok. 500m od strefy wyjścia z wody. Po dobiegnięciu do strefy T1 jak zwykle gapa Andrzej robił w 00:04: 32. Trasa rowerowa to czego bałem się najbardziej okazała się niespodzianką. Do pokonania 6 pętli po 30km. Początek spokojnie ale z czasem przyśpieszyłem. Trasa płaska i to mnie cieszyło natomiast mniej cieszył mnie porywający wiatr który czasem mocno zawiewał i trzeba było walczyć. Na 90 km serce mi zamarło. Słyszę że w oponę coś się wbiło. I mając w głowie kilku zawodników którzy prowadzili rowery w związku z defektem, myślałem że to już koniec. Schodzę z roweru, patrzę a tam kamień wbił się w oponę. 

Wyciągam....uffff. Powietrze trzyma. Walczę dalej. No i powtórka z rozrywki na 139 km. Schodzę wyciągam kamień i ufff. Walczę dalej. Kolejne km to już tylko walka bo czułem że bardzo dobrze wypracowana średnia 34,5 spada. Ostatnia pętla już jest asekuracyjnie odpuszczona bo nie chciałem się totalnie zarżnąć. Ale ku mojemu zdumieniu czas rewelacyjny 05:13:03 ( 14 czas). Łał...
Po dojechaniu do T2 nie za bardzo miałem czucie w nóżkach i w 00:03:55 robię przebrnie. No i to co miało być najłatwiejsze okazało się najgorsze. Początek maratonu spokojnie ale od 4 km jak zwykle złapała mnie straszliwa kolka i tak mnie trzymała z 10km. Ok. połówki dystansu kolka ustapiła i mogłem spokojnie kontyuować biea ale to było bardziej człapanie niż bieg. To co zostawiłem na rowerze zabrakło na bieganiu. Średnia spadała, spadała i tylko wyczekiwałem na ostatnie metry a kilometry leciały bardzo wolno. Na 39 km dobiegłem kompana, z którym ciągle miałem mijanki. 

On wyprzedzał mnie a ja jego. Ale postanowiłem że do końca pobiegnę z gościem i razem wbiegniemy na metę. Jest META. Czas maratonu 04:06:48. Czas końcowy pokazał siędla mnie szokiem bo przecież chciałem złamać 12 godzin. Ciężka praca i determinacja dążenia do celu pokazały że można walczyć. Czas mety 10:42:18 był dla mnie czymś wyjątkowym. Ogólnie zająłem 15 miejsce i wysokie 5 miejsce w kategorii wiekowej.  Teraz tylko odpoczynek. Nogi z cegły ale radość w sercu łagodziła wszystkie bóle.
Teraz jest wiedza, jest doświadczenie i świadomość tego co czeka w przyszłości.
Podziękowania w szczególności dla Jaśka i wszystkich ludzi otaczających mnie życzliwością.
Wszystkie kilometry , czas poświęcony na treningi oraz wyrzeczenia mogłem osiągnąć tylko dzięki dwóm osobom, mojej żonie Madzi i córeczce Martynce i to im chciałbym dedykować ten start. 



Zawody na dystansie Ironman to dystanse dość spore. Pływania jest 3,8km, rower 180km i na koniec bieg maratoński na dystansie 42,295km. Łatwo to sobie wyobraziń, natomiast już nie jest tak łatwo to zrobić.
Przygotowania do tego dystansu trwały 9 miesięcy, które było okupione setkami km.

 A nie było tego mało biorąc pod uwagę poziom amatorstwa od jakiego zaczynałem( przygoda z triathlonem przed rozpoczęciem przygotowań trwała rok). Treningi trwały od listopada 2013 do dnia startu czyli 16 sierpnia 2014. I tak analizując w kilometrach pływanie 313 km, trenażer 2978 km, kolarstwo 4486km i bieganie 2728km. No właśnie to daje niezłą sumkę 10505 km, w moim przypadku ciężkiej pracy. Ciężkiej ale opłaconej.


Cały sezon był podzielony na cele pośrednie i jeden cel główny. Straty od maratonów biegowych po 1/2 IM były częścią przygotowań. Ostatni tydzień przed startem to już tylko delikatna nerwówka oraz niewielki rozruch.
Wolsztyn to ładne miasto i miło się spędza tam czas. Jednak pod względem startu człowiek nie do końca zauważa walory otaczające tylko skupia się na jednym - starcie.
Dzień przed startem odbieranie pakietu startowego i przygotowanie ostateczne sprzętu w strefie T1 i T2. No i tu się trochę zacząłem denerwować widząc super rowery, super sprzęty wszystkich zgromadzonych zawodników. Cóż samo nie pojedzie. Wszystkie rzeczy króre nauczyłem się regulować, ustawiać i wszystko to co podpatrywałem wcześniej jeżdząc na inne zawody, zostało zrobione. Czas odpocząć.

Godzina 4:00 pobudka i szybka kawka z lekkim śniadankiem. 5:00 przygotowanie strefy zmian i czas na przygotowania do startu. Trochę dziwne uczucie bo zaczęło padać a nigdy nie pływałem w deszczu jednakże tuż przed samym startem deszcz ustąpił. Stojąc na brzegu jeziora tuż przed godziną 6:00 nie było nic widać bo mgła i ciemno jeszcze. START. Taktyka na pływaniu prosta - nie szarpać płynąć swoim tempem. W okolicach ok 1km miałem wrażenie że wszyscy mnie wyprzedzili i sam brodzę w wodzie. Jednak po chwili dopłynąłem jednego zawodnika, potem drugiego. Czas w wodzie ciągnął się nieubłaganie ale w końcu widać było ostatni punkt nawigacyjny i to dodało mi motywacji. 

W końcu dopłynąłem do strefy wyjścia i się oglądam a tam trochę ludzi za mną :) - jest dobrze bo czas 01:14:03 dawało 24 wyjście z wody. Strefa T1 była oddalona ok. 500m od strefy wyjścia z wody. Po dobiegnięciu do strefy T1 jak zwykle gapa Andrzej robił w 00:04: 32. Trasa rowerowa to czego bałem się najbardziej okazała się niespodzianką. Do pokonania 6 pętli po 30km. Początek spokojnie ale z czasem przyśpieszyłem. Trasa płaska i to mnie cieszyło natomiast mniej cieszył mnie porywający wiatr który czasem mocno zawiewał i trzeba było walczyć. Na 90 km serce mi zamarło. Słyszę że w oponę coś się wbiło. I mając w głowie kilku zawodników którzy prowadzili rowery w związku z defektem, myślałem że to już koniec. Schodzę z roweru, patrzę a tam kamień wbił się w oponę. 

Wyciągam....uffff. Powietrze trzyma. Walczę dalej. No i powtórka z rozrywki na 139 km. Schodzę wyciągam kamień i ufff. Walczę dalej. Kolejne km to już tylko walka bo czułem że bardzo dobrze wypracowana średnia 34,5 spada. Ostatnia pętla już jest asekuracyjnie odpuszczona bo nie chciałem się totalnie zarżnąć. Ale ku mojemu zdumieniu czas rewelacyjny 05:13:03 ( 14 czas). Łał...
Po dojechaniu do T2 nie za bardzo miałem czucie w nóżkach i w 00:03:55 robię przebrnie. No i to co miało być najłatwiejsze okazało się najgorsze. Początek maratonu spokojnie ale od 4 km jak zwykle złapała mnie straszliwa kolka i tak mnie trzymała z 10km. Ok. połówki dystansu kolka ustapiła i mogłem spokojnie kontyuować biea ale to było bardziej człapanie niż bieg. To co zostawiłem na rowerze zabrakło na bieganiu. Średnia spadała, spadała i tylko wyczekiwałem na ostatnie metry a kilometry leciały bardzo wolno. Na 39 km dobiegłem kompana, z którym ciągle miałem mijanki. 

On wyprzedzał mnie a ja jego. Ale postanowiłem że do końca pobiegnę z gościem i razem wbiegniemy na metę. Jest META. Czas maratonu 04:06:48. Czas końcowy pokazał siędla mnie szokiem bo przecież chciałem złamać 12 godzin. Ciężka praca i determinacja dążenia do celu pokazały że można walczyć. Czas mety 10:42:18 był dla mnie czymś wyjątkowym. Ogólnie zająłem 15 miejsce i wysokie 5 miejsce w kategorii wiekowej.  Teraz tylko odpoczynek. Nogi z cegły ale radość w sercu łagodziła wszystkie bóle.
Teraz jest wiedza, jest doświadczenie i świadomość tego co czeka w przyszłości.
Podziękowania w szczególności dla Jaśka i wszystkich ludzi otaczających mnie życzliwością.
Wszystkie kilometry , czas poświęcony na treningi oraz wyrzeczenia mogłem osiągnąć tylko dzięki dwóm osobom, mojej żonie Madzi i córeczce Martynce i to im chciałbym dedykować ten start. 



2 komentarze :

  1. Gratuluję, Zaliczenie Iron Men to jest imponujący wyczyn i to w tak dobrym czasie.
    Wiem co to znaczy stawiać sobie wyzwania i realizować je oraz jak motywuje gdy wyniki są lepsze od oczekiwanych. Życzę dalszych sukcesów i kolejnych wyzwań.
    Przy okazji pytanie: Czy w tym roku też będzie dycha w Głogowie?
    Pozdrawiam
    Robert

    OdpowiedzUsuń