Żyję

Udostępnij ten post

"Sport to zdrowie". Tak się potocznie mówi, i zresztą ja też tak uważam. Ale to co ostatnio mnie spotkało nie tyle, że zmieniło moje myślenie ale na pewno zmieni myślenie podczas przebiegających treningów.
Jak co dzień po 7 rano wybrałem się rowerem do pracy ( jak jest pogoda to rowerek, bo ostatnio się zaopatrzyłem pod kątem zawodów triathlonowych ). Trasa do pracy zazwyczaj bezpieczna, szeroki pas boczy i pogoda także sprzyjającą. Niestety radość z jazdy rowerem nie trwała długo. W najmniej oczekiwanym momencie poczułem uderzenie z tyłu w plecy. Działo się to dość szybko. Przerzuciło mnie przez auto, które uderzyło mnie od tyłu i trzasnąłem głową a asfaltową drogę. Następnie kilkanaście metrów tarłem całym ciałem po asfalcie jak marchewka na tarce. 

W głowie szum, zapach rozgrzewającego się asfaltu w skórze, diabelski młyn, huk i trzaski.
Po niespełna kilku sekundach ocknąłem się na drodze asfaltowej. Parzę ręce całe we krwi, nogi całe we krwi, sprzęt kolarski cały w dziurach i strzępkach.
Zegarek Garmina starty do samego paska, ale przypuszczam, że gdyby nie on to lewa ręka była by tragiczna. Na głowie potrzaskany kask ( nawet nie chce myśleć co by było bez kasku). Rower odrzuciło do pobliskiej fosy, dlatego też prawie w ogóle nie ucierpiał. Początkowo było dużo krwi, a dopiero po kilku minutach zacząłem czuć przytłaczający ból. Oczywiście znając realia polskiej rzeczywistości można się było tego spodziewać, że jadące sznurem auta nie zatrzymały się aby spytać o cokolwiek, udzielić pomocy. Mając świadomość zadzwoniłem na policję która wezwała pogotowie.Po pewnym czasie zauważyłem siedząc na drodze, że wraca auto które we mnie wjechało. Okazało się, że starszy pan jechał z Gdyni i był bardzo zmęczony o tyle, że najprawdopodobniej przysnął za kierownicą. Ale pech, że trafił właśnie we mnie :).




Po niespełna 10 minutach przyjechała karetka, no i jak goście mnie zobaczyli to byli w szoku że przeżyłem ( w sumie to cały byłem we krwi, dlatego to tak strasznie mogło wyglądać). No i dalej to już akcja jak na wypadek przystało, kołnierz, kroplówka itp. Policja zatrzymała delikwenta na przesłuchanie a mnie po przebadaniu karetka na sygnale przetransportoała do szpitala. Po pięcio godzinnych badaniach okazało się na szczęście, że nie ma złamań i poważniejszych urazów. Teraz czeka mnie mała przerwa w sporcie bo jestem obolały i opuchnięty a sądzę, że strupki jak zaczną schodzić to dopiero będzie impreza. Ale tylko mała bo w przyszłym tygodniu wznawiam treningi do triathlonu, który mam za cztery tygodnie.

Najważniejsze, że żyję bo mam dla kogo!!!

"Sport to zdrowie". Tak się potocznie mówi, i zresztą ja też tak uważam. Ale to co ostatnio mnie spotkało nie tyle, że zmieniło moje myślenie ale na pewno zmieni myślenie podczas przebiegających treningów.
Jak co dzień po 7 rano wybrałem się rowerem do pracy ( jak jest pogoda to rowerek, bo ostatnio się zaopatrzyłem pod kątem zawodów triathlonowych ). Trasa do pracy zazwyczaj bezpieczna, szeroki pas boczy i pogoda także sprzyjającą. Niestety radość z jazdy rowerem nie trwała długo. W najmniej oczekiwanym momencie poczułem uderzenie z tyłu w plecy. Działo się to dość szybko. Przerzuciło mnie przez auto, które uderzyło mnie od tyłu i trzasnąłem głową a asfaltową drogę. Następnie kilkanaście metrów tarłem całym ciałem po asfalcie jak marchewka na tarce. 

W głowie szum, zapach rozgrzewającego się asfaltu w skórze, diabelski młyn, huk i trzaski.
Po niespełna kilku sekundach ocknąłem się na drodze asfaltowej. Parzę ręce całe we krwi, nogi całe we krwi, sprzęt kolarski cały w dziurach i strzępkach.
Zegarek Garmina starty do samego paska, ale przypuszczam, że gdyby nie on to lewa ręka była by tragiczna. Na głowie potrzaskany kask ( nawet nie chce myśleć co by było bez kasku). Rower odrzuciło do pobliskiej fosy, dlatego też prawie w ogóle nie ucierpiał. Początkowo było dużo krwi, a dopiero po kilku minutach zacząłem czuć przytłaczający ból. Oczywiście znając realia polskiej rzeczywistości można się było tego spodziewać, że jadące sznurem auta nie zatrzymały się aby spytać o cokolwiek, udzielić pomocy. Mając świadomość zadzwoniłem na policję która wezwała pogotowie.Po pewnym czasie zauważyłem siedząc na drodze, że wraca auto które we mnie wjechało. Okazało się, że starszy pan jechał z Gdyni i był bardzo zmęczony o tyle, że najprawdopodobniej przysnął za kierownicą. Ale pech, że trafił właśnie we mnie :).




Po niespełna 10 minutach przyjechała karetka, no i jak goście mnie zobaczyli to byli w szoku że przeżyłem ( w sumie to cały byłem we krwi, dlatego to tak strasznie mogło wyglądać). No i dalej to już akcja jak na wypadek przystało, kołnierz, kroplówka itp. Policja zatrzymała delikwenta na przesłuchanie a mnie po przebadaniu karetka na sygnale przetransportoała do szpitala. Po pięcio godzinnych badaniach okazało się na szczęście, że nie ma złamań i poważniejszych urazów. Teraz czeka mnie mała przerwa w sporcie bo jestem obolały i opuchnięty a sądzę, że strupki jak zaczną schodzić to dopiero będzie impreza. Ale tylko mała bo w przyszłym tygodniu wznawiam treningi do triathlonu, który mam za cztery tygodnie.

Najważniejsze, że żyję bo mam dla kogo!!!

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz