VI Półmaraton Rzeszowski zakończony. Z teamu biegało nas trójka Ja , Tomi i Aga. Michał biegał z aparatem i szpiegował ( raz nawet udzielał pierwszej pomocy ). Na początek krótak relacja Tomka z jedo spostrzeżeniami z biegu

" Dobra
- przeżyłem więc mogę skrobnąć kilka słów na gorąco... pobudka
raniutko, jak już wiecie wtrącony PRO ryż na mleku i buła z dżemem na
śniadanko - trochę zatkało ale power był. Odwiozłem żonkę do pracy i
ruszyłem na rynek, pora była dość wczesna, ale ja tak lubię na spokoju.
Zrobiłem spacerek dookoła rynku, odwiedziłem biuro zawodów, choć pakiet
startowy odebrałem wczoraj. Fajny klimat bo dużo znajomych, generalnie
pozytyw energia. Wróciłem do samochodu coby powoli się przygotować.
Wypiłem wcześniej przygotowane BCAA - profilaktycznie, co bym nóg na
podbiegach nie pogubił i ogień na rozgrzewkę, prowadzoną przez jakiegoś
ponoć znanego Pana (ja tam go nie znam), ale ponoć znany... fajnie bo
sami znajomi dookoła, no i oczywiście mega zajebista ekipa z Biegunka
Team. Przyszedł czas aby ustawić się na starcie. Na początku trochę
zamieszania, bo nikt nie wiedział gdzie jest start ostry i szuraliśmy
sobie tak z półtora kilometra. Obawiałem się pierwszego podbiegu
pomiędzy 3 a 4 kilometrem, ale jakoś nawet gładko poszło. Dalej starałem
się biec swoim tempem. Dojechał do mnie
Tomek Biesiadecki
na rowerze i ucięliśmy sobie mała pogawędkę, na tyle fajnie nam się
gadało, że przez pewien czas nie zorientowałem się że mocno
przyspieszyłem - trochę za mocno :-) dalej już spokojnie. Lekkim
zaskoczeniem była dla mnie ilość ludzi jak przebiegałem przez rynek,
super doping, każdy chciał przybić piątkę... super fajnie się poczułem.
Rynek się skończył więc trzeba było szarpnąć, zaczął się wyścig z
czasem. Założyłem sobie poprawienie wyniku z października 1:51:22,
czułem że biegnę szybciej, ale obawiałem się czy nie tracę ze dużo na
podbiegach. Przyszedł czas na żel energetyczny zakupiony u Larego
Zembatki, Kris mówił, że słodki na maksa, ale co tam pomyślałem, nie raz
już różne żele wciągałem na maratonach rowerowych i było gitara. Ten
mnie tak zamulił, że przez moment oddychać nie mogłem - żel super - z
cofeiną itp. ale obowiązkowo trzeba popić. Do bufetu jeszcze kawałek a
to jak zamuliło to puścić nie chce :-) Postanowiłem na drugim okrążeniu
pójść ostro Lwowską pod Nowy Świat, a dodatkowym motywatorem był głośno
oddychający tuż za moimi plecami jegomość. Sapał mi tak od dobrych
dwóch kilometrów, co mocno zaczęło mnie irytować. Jak tylko rozpoczął
się podbieg, ostro ruszyłem, wiedziałem że do mety jeszcze jakieś 6
kilometrów, ale co tam niech się dzieje co chce. Sapiąco-tupiący Pan
został z tyłu, o dziwo po tym przyspieszeniu nie czułem się źle - to
chyba po tym żelu, który nieco puścił i można było oddychać :-) Koło
Nowego Światu na bufecie walnąłem iso i ogień dalej, żel poszedł dalej w
kiszki i było już super komfortowo, dalsze 3 - 4 km nic się nie działo,
dopiero na Dąbrowskiego - dziwna sprawa, zacząłem głośno do siebie
gadać, nie wiem czy to ze zmęczenia, czy jakieś majaki miałem,
generalnie wyglądało to tak, że obierałem sobie cel przed sobą, np. gość
w czerwonej czapce i mówię do siebie na głos "ten koleś jest już
trupem, patrz ledwo powłóczy nogami - wyprzedzisz go" podejrzewam że ja
też już nieźle powłóczyłem bo zmęczony byłem strasznie. Takim sposobem
od Dąbrowskiego do mety wyprzedziłem z 15 osób. Nie wiem czy to moje
bredzenie do siebie mnie tak motywowało, czy po prostu oni już nie
mogli. Suma sumarum czas: 1:46:42 co dało 224 miejsce OPEN i 80 w
kategorii. Założeniem było poprawić wynik z października, po cichu
liczyłem na 1:45 - nie udało się, ale i tak jestem super zadowolony.
Polecam poczytać naszego bloga Biegunkowego, na którym niebawem pewnie
pojawią się wyniki reszty ekipy. Wiem że Aga pobiła też swoją życiówkę, a
Andrzej... Andrzej to wariat, przybiegł "tylko" kilkanaście minut za
kanijczykami :-) dzięki wszystkim, którzy trzymali kciuki za mnie... Pozdro."
Gratulacje dla ekipy. W najbliższym czasie ukarzą się zdjęcia i statystyki z imprezy